... pożegnań, zmian, zatrzymania i decyzji co dalej.
Od czego zacząć ?
Może od tego, że jakiś czas tu nie pisałem, nadal uczęszczam na mitingi (raz w tygodniu). Fakt, że tam mogę się wygadać, podzielić się tym co mnie trapi, słuchać innych hazardzistów i szukać siebie w ich historiach daje mi poczucie bycia zrozumianym i uspokojonym - ale chyba to banał vs to co się działo i siedzi mi w głowie. Pisanie tu ma ten ogromny plus, że mogę na spokojnie, z uwagą, warząc każde słowo przekazać to co chcę - zatem nie przeciągając.
Trzy tygodnie temu zmarł mi tata - relacja nie łatwa, wierzę że był ojcem najlepszym jakim potrafił, jakim umiał być, typowy facet, głowa rodziny, z tych co do lekarza nie chodził i skoro coś boli, to jak samo przyszło, tak samo odejdzie - i chyba tyle, co chcę tu na ten temat powiedzieć.
Panowie - badajcie się, rak wcześnie wykryty daje szansę na normalne życie.
Panie - tupnijcie nóżkami i za uszy wyciągnijcie swoich mężczyzn do urologa.
Ostatnie kilka tygodni to też powolne umieranie półtorarocznej relacji i ostateczny jej koniec.
Ona - prześliczna, cudowne usta, oczy, buzia, wysoka, naturalna blondynka, cudowne ciało, no aniołek jak z obrazka, sporo młodsza ode mnie i wiele innych atutów, o których tu nie mogę napisać.
Znała moją historię, po chyba miesiącu znajomości wysłałem jej tego bloga, żeby wiedziała z kim ma do czynienia. Wiedziała o mnie wszystko, całkowicie się przed nią otworzyłem, a ona otworzyła mi też oczy na nieco inne spojrzenie na świat/sytuacje/rekacje.
To ona przyłapała mnie na graniu, to ona postawiła warunek że muszę zacząć uczęszczać na mitingi AH (dwa dni później zacząłem chodzić), to ona postanowiła ze mną w tym wszystkim być - i jestem jej za to bardzo wdzięczny.
I można by rzec "i żyli długo i szczęśliwie", ale ... i właśnie to "ale" pod którym kryje się tak wiele. Tak, byłaś NAJ... w moim życiu w wielu kwestiach - niestety w zbyt wielu - i tu opuszcze zasłonę milczenia.
Czy Wy też tak macie, że wspominając kogoś kto był Wam bardzo bliski pierwsze co przychodzi do głowy to miłe rzeczy, potem pojawia się smutek, żal, tęsknota, a dopiero jak wraca zdrowy rozsądek, racjonalny umysł to przypominasz sobie dlaczego jest tak jak jest ?
Praca - odwieczny problem, korpo świat, kolejne duże zmiany organizacyjne, które zostaną nam zakomunikowane wkrótce. Życie w niewiadomej, napięciu, oczekiwaniu na to co będzie. Wiem, zasiedziałem się, może wypaliłem.
I do tego jestem na urlopie - kto by się spodziewał że urlop może być problemem, "ale" ... (znów ono). Miał to być urlop we dwójkę, gdzieś w ciepełku, budżetowo, taki wiecie prawdziwy, bez komputera, bez pracy, taki jakiego nie miałem chyba od 20 lat !
I niby jakaś kasa odłożona, bym mógł pojechać gdzieś sam i spróbować odpocząć, "ale" ... (zaczynam mieć go dość), sytuacja w pracy nie ciekawa, może lepiej odłożyć na czarną godzinę, bo przecież kolejny rok bez "prawdziwego" urlop nic w moim życiu nie zmieni.
I tak to wygląda. Nie jest lekko, nie jest łatwo. Jestem bardzo drażliwy, nie mogę sobie znaleźć miejsca. Dzieląc się tym na mitingu jeden z kolegów podszedł do mnie na przerwie i pokazał mi modlitwę, która kończy zawsze nasze spotkania, żebym spróbował pochylić się nad nią i spróbował ją zrozumieć:
Boże,
użycz mi
pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to,
co mogę zmienić
i mądrości,
abym odróżniał
jedno od drugiego.
Tak zrobiłem i nadal robię, dochodzę do wniosku, że faktycznie kuleje u mnie ta odwaga (na wielu polach). Muszę (a może chcę) wziąć się w garść - kolejny raz, który to raz z kolei, ile czasu to potrwa, jak to będzie.
Za chwilę Święta - będą inne jak nigdy. Sylwester, karnawał - jakoś trzeba będzie przeżyć ten wszechobecny optymizm, bez dobijania siebie (tu też były wspólne plany).
Nastrój jaki mi towarzyszy bym mógł zawrzeć w sentencji de facto mojego autorstwa, którą kiedyś w jednym z postów umieściłem:
Samotność, tylko ona chce ze mną być !
P.S.
Tego posta pisałem, zmieniałem, poprawiałem ponad dwie godziny - apropo zalet pisania tu.