sobota, 13 czerwca 2015

Terapia - czytanie pracy przed grupą.

W czwartek czytałem na forum grupy swoją pracę, nie było to łatwe. O ile nie mam problemu z opisywaniem uczyć na tym blogu, czy w ogóle przelewania ich na papier, są one szczere i niczego nie upiększam nie koloryzuję, ponieważ robię to całkowicie anonimowo, nikomu z Was nie mówię tego prosto w oczy, nikt z Was nawet jeśli jakimś cudem kiedyś mnie spotkał czy by mnie spotkał, nie skojarzy tego bloga z moją osobą - i chyba to jest ten element który mi pozwala w ogóle coś tu pisać. W tym wypadku musiałem zmierzyć się ze swoimi emocjami przed tak naprawdę obcymi ludźmi, podzielić się swoimi najskrytszymi tajemnicami (chciałem - nie musiałem), chyba cztery razy przerywałem czytanie, bo nie byłem w stanie powstrzymać emocji, było to dla mnie
bardzo trudne zadanie. Tak jak przypuszczałem moim hamulcem był stres przed wystąpieniami publicznymi (mimo że było tylko jakieś 7 osób), wstyd (z powodu tego co zrobiłem) oraz to że musiałem (chciałem) podzielić się uczuciami przed mało znanymi mi osobami, z których wyrażaniem mam problem nawet wobec osób mi najbliższych. Ponieważ jest to moja praca i w żaden sposób nie łamię regulaminu grupy poniżej jej cały tekst:


Temat pracy: Na podstawie zdobytej wiedzy, materiałów i zajęć grupowych wymień objawy uzależnienia, które dostrzegam u siebie.  Do każdego opisanego objawu podam konkretny przykład z mojego życia, który świadczy o tym ze u mnie występuje.

Przede wszystkim chcę powiedzieć, przypomnieć że jest to moja pierwsza i wierzę że ostatnia próba zerwania z nałogiem, mimo pojawiających się negatywnych konsekwencji gry, nigdy wcześniej nie podejmowałem takich prób, dając sobie całkowite przyzwolenie na grę.
Swoją pracę chcę zacząć od dwóch definicji:
Hazard - słownik Języka Polskiego definiuje słowo hazard jako "ryzykowne przedsięwzięcie, którego wynik zależy wyłącznie od przypadku", "ryzyko w grze" lub jako "narażanie się na niebezpieczeństwo, ryzykowanie", oraz druga definicja:
Patologiczny hazard, ponieważ tak mam postawioną diagnozę, a polega on na często powtarzającym się uprawianiu hazardu, który przeważa w życiu człowieka, ze szkodą dla wartości i zobowiązań społecznych, zawodowych, materialnych i rodzinnych.
W literaturze można znaleźć kilka, kilkanaście objawów uzależnienia, zaliczyć do nich należy m.in.: obsesyjne myślenie o hazardzie, objawy głodu, kłamstwa, utrata kontroli uczestnictwa w grze, występowanie niepokoju i rozdrażnienia w sytuacjach utrudniających uprawianie hazardu, powtarzające się utraty pieniędzy na grę i powroty w to miejsce następnego dnia po to, aby się odegrać, podejmowanie prób kontrolowania gry lub powstrzymywania się od hazardu, tyle literatura – teraz prawdziwe życie.

Postanowiłem swoje objawy opisać w konkretnych sytuacjach już ich nie nazywając, nie eksponując ich, które miały miejsce w moim życiu, pojawiały się nie raz, stąd mogą się przeplatać czy wręcz powtarzać w różnych miejscach.
Objaw, który osobiście najbardziej mnie przekonuje że jestem osobą uzależnioną to absolutne podporządkowanie życia pod grę. Za chwilę usłyszycie, jak hazard zdominował różne obszary, a raczej całe moje życie.

Praca.
Często grą zaczynałem interesować się tuż po przebudzeniu. Jak tylko otworzyłem oczy zerkałem do telefonu by zobaczyć jak wygląda rynek, a pierwsze transakcje zdarzało mi się zawierać jeszcze w domu lub w drodze do pracy, laptop spoczywał na siedzeniu pasażera lub na kolanach, mimo że w pracy byłem w ciągu 20 minut. W pracy szybko otwierałem strony internetowe zawierające analizy rynku, aktualne komentarze rynkowe czy kalendarz publikowanych w danym dniu danych ekonomicznych, wciąż towarzyszyła mi ekscytacja. Nie przejmowałem się pracą, robiłem absolutne minimum, by nikt się nie czepiał. Doskonale pamiętam dni w poprzedniej pracy czyli jakieś 8 lat temu, gdy nieco więcej jeździłem po Polsce samochodem, te kilometry które przemierzyłem z otwartym laptopem na kolanach, czytając wiadomości, obserwując rynek czy zawierając transakcje. Nie ukrywam, że zdarzały się sytuacje, gdzie stwarzałem realne zagrożenie na drodze nie tylko dla siebie, ale również dla innych ludzi, wówczas tak nie myślałem, nie przejmowałem się tym, dopiero teraz przychodzi refleksja jak nieodpowiedzialne to było zachowanie. Nie zapomnę spotkań z Klientami gdzie podczas prezentacji sprzętu który sprzedawałem korzystałem z laptopa, gdzie również była otwarta zakładka z platformą transakcyjną. Zachowywałem niezbędne minimum poświęcenia czasu czy uwagi Klientom, by szybko zakończyć spotkanie i spokojnie zobaczyć co się dzieje na rynku. Ponieważ pracowałem jako sprzedawca, nie ukrywam że z czasem starałem się nie zawierać transakcji przed takimi spotkaniami, ponieważ tylko skuteczne spotkanie zakończone sprzedażą pozwalało mi na kontynuowanie gry. Kilka lat po tym jak sam się zwolniłem, mój kolega, który jednocześnie był moim przełożonym, powiedział mi, że o mały włos nie wyleciałem z pracy z powodu gry, że kilka razy prezes przechodząc obok mojego biurka widział jakieś wykresy, pojawiające się alarmy, widział ile czasu poświęcam na grę – czułem wstyd, wiedziałem że na moją korzyść przemawiały wyłącznie wyniki sprzedażowe.

Żona. Już teraz była żona.
Nasze relacje nie były najlepsze, z powodu różnych konfliktów, mojego zachowania czy mojego nastawienia do życia o którym usłyszycie za chwilę. Na wstępie muszę powiedzieć, że żona o moim uzależnieniu dowiedziała się pod koniec stycznia tego roku (to był jakiś miesiąc mojej abstynencji), a właściwie to ja ją poinformowałem o tym, natchniony rozmową jaką przeprowadziliśmy dzień wcześniej na tematem beznadziejności życia.  Żona od ponad roku nie pracuje, rozważaliśmy że może powinniśmy to wszystko zostawić i wyjechać gdzieś dalej, za granicę, zacząć wszystko od nowa. Ta krótka rozmowa, była miodem na moje serce, to rozwiązanie dawało mi możliwość odcięcia się od swoich problemów, uciec od nich - chciałem i mogłem zacząć wszystko od nowa - było to cudowne uczucie. Natchniony rozmową, lecz pełen obaw, nerwów następnego dnia napisałem jej mail (emocje były tak duże, że pisząc go płakałem, wiedziałem że nie będę w stanie powiedzieć jej tego w oczy, że mogę coś przeoczyć, na pewno tez się bałem i wybrałem "bezpieczną" formę komunikacji), postanowiłem napisać o tym co przez te 12 lat robiłem. Z naciśnięciem "wyślij" zwlekałem chyba godzinę, na gmailu widziałem jej aktywność, widziałem że jej komputer jest włączony, tak bardzo się bałem. Wysłałem, czekałem może 10 minut, przyszła odpowiedź: "damy sobie radę, kocham Cię". W moim świecie zaświeciło słońce, radość była tak ogromna, że mogę ją porównać wyłącznie do dnia, kiedy na świat przyszedł nasz syn, zacznę wszystko od początku, skończę z tym gównem, będą mógł być 100% mężem i ojcem - wówczas poczułem się wolny.

Radość trwała nie cały dzień, wieczorem rozmawialiśmy, opowiedziałem jej od długach, padła kwota wielkości małego mieszkania w Warszawie (choć to pożyczka tylko w jednym banku) i to jak mi później powiedziała, była kwota na którą nie liczyła, kwota która ja przerosła. Jestem pewien, że przed jej oczami pojawiły się dni, sytuacje (a było ich mnóstwo i wymienianie dat nie ma sensu) kiedy robiłem jakąś awanturę, np. w sklepie, że bierze akurat ten drogi i zupełnie wg mnie nie potrzebny produkt lub gdy wracała sama z zakupów i od razu pytałem "po co to kupiłaś", "czy to jest nam potrzebne" – byłem zły od razu wszczynałem awanturę. Nie zapomnę wakacji, te sytuacje miały miejsce przynajmniej 3 razy, gdy jechaliśmy nad polskie morze, a nie gdzieś w cieplejsze miejsce za granicę ze znajomymi, bo nie mieliśmy pieniędzy na fajniejsze wakacje, czy też nie mogliśmy sobie pozwolić na wyjazd na narty w zimie. Tyle kłótni, tyle spięć o pieniądze, których niby nigdy nie było, a one była tyle że "lokowane" gdzie indziej.

Gdy miałem pieniądze na koncie maklerskim grałem, grałem praktycznie non stop, rynek pozwalał na to od godziny 23:00 w niedzielę do 22:00 godziny w piątek nawet gdy byłem na spacerze czy u znajomych, telefon z otwartą aplikacją do zawierania transakcji była wciąż w ręku. Uczestniczyłem w życiu społecznym ciałem, głowa, myśli, były zajętą analizą w którym momencie, na jakiej walucie i jaką pozycję powinienem zająć.
Gdy pieniędzy już nie miałem i czekałem na wypłatę, by po raz kolejny zasilić rachunek maklerski, przygotowywałem się do gry, czytałem masę analiz technicznych, wpatrywałem się w wykresy, tworzyłem własne wskaźniki, patrzyłem jak rynek reagują na napływające dane, często żałowałem że właśnie w tym momencie nie ma mnie na rynku, bo tak dużo się dzieje. I znów wszystko szło w odstawkę, ważniejsze było przygotowanie się do gry - niekończąca się opowieść.

Z czasem dochodziły kolejne zobowiązania, raty kredytów, pożyczek gdy byłem praktycznie na zero (czyli gdy zarabiałem tyle co musiałem miesięcznie spłacać), zacząłem nie płacić za czynsz, kolejny zastrzyk pieniędzy by móc się odegrać, to podjęcie decyzji o  zawieszeniu na kilka miesięcy jednego czy drugiego kredytu.

Hazard absolutnie upośledził moje patrzenie na świat, na innych, zapomniałem o żonie, o jej potrzebach, o tym jaka jest, by pokazać jej że ja kocham, że jest piękna, wspaniała, jak bardzo dobrze dba o naszego syna, jego rozwój. Dla mnie w tamtym momencie jej zachowanie nie wydawało się wyjątkowe, traktowałem to jako coś naturalnego, co przychodzi samo i nie wymaga od niej żadnej pracy, żadnego wysiłku – po prostu matczyna opieka. Nie widziałem tego trudu, poświęcenia, pracy jaką wykonywała w domu, zawsze było posprzątane, uprane, nie doceniałem też pracy nad dzieckiem, kiedy poświęciła czas żeby np. nauczyć dziecko by nie sikało w pieluchę, żeby umiał pokazać co chce i załatwiał się do nocnika – to wymagało od niej dużej cierpliwości i determinacji. Nie widziałem tego czasu jaki poświęcała, by znaleźć jakieś zajęcia dla niego, które go rozwiną, wypady do filharmonii, zajęcia judo, spotkania w bibliotece, warsztaty plastyczne – to wszystko załatwiła ona, ja w tym czasie grałem lub przygotowywałem się do grania.

Rozumiem decyzję żony o rozwodzie: zniszczyłem jej marzenia o drugim dziecku, większym mieszkaniu, spokojnym życiu, ta informacja była dla niej szokiem, przez te wszystkie lata ją oszukiwałem, straciła do mnie całkowicie zaufanie.

Były też na pierwszy rzut oka dobre chwile, jak w zeszłym roku gdy pojechaliśmy w trójkę nad morze do Sopotu, na 3 dni, wynająłem fajny apartament, chodziliśmy na kolacje, jedliśmy śniadania na plaży. Wszystko super, ale dlaczego, … bo załatwiłem sobie dużą pożyczkę w pracy i miałem pieniądze, po których śladu już nie było po ok miesiącu inwestowania.

Mimo całego zła jakie jej wyrządziłem, śmiem mieć do niej żal, że nie dostałem szansy, na życie razem bez hazardu, żeby sprawdzić jak można żyć zastępując w mojej głowie słowo "hazard" słowem "rodzina", żebym mógł pokazać, że jestem odpowiedzialny, że mogę być dobrym mężem i ojcem - to boli najbardziej.

Dziecko.
Doskonale pamiętam dni, gdy syn miał kilka miesięcy (czyli było to jakieś 5 lat temu), byliśmy w domu, nie mógł zasnąć, czy był zaraz po jedzeniu, gdy siadałem z nim na fotelu kładłem sobie go na klatkę piersiową, sięgał mi nóżkami do pasa i tak go uspokajałem, zazwyczaj słodko zasypiał. I takie właśnie zdjęcia czy filmiki jakiś czas temu oglądałem, widok cudowny, ale niejednokrotnie widzę na nich również otwarty laptop na brzegu fotela, doskonale wiem co robiłem – grałem. Ten sam laptop, widzę w myślach gdy przypomnę sobie inne zabawy z synem, gdy już był nieco większy, układanie puzzli, czy jakaś gra planszowa - praktycznie zawsze był obecny laptop. Moja uwaga była podzielona miedzy tym co dzieje się aktualnie na rynku a moje dziecko. Gdy rynek reagował po mojej myśli oczywiście towarzyszyła mi radość, miałem więcej ochoty na zabawę, gdy traciłem pieniądze, denerwowałem się, czasami z jakiegoś błahego powodu zwracałem uwagę synowi, żeby się pospieszył, żeby zrobił coś szybciej, chciałem szybko zakończyć grę i spokojnie zasiąść przed komputerem i jemu poświęcić 100% uwagi. Gdy technologia poszła nieco do przodu by ułatwiać nam życie, pojawiły się aplikacje na smartfony, gdzie do zawierania transakcji nie potrzebowałem już dużego komputera, wszystko miałem w telefonie. I kolejny przykład z zeszłego roku, boisko, gram z synem w piłkę i co, telefon w ręku, już syn zaczął mi zwracać uwagę żebym grał a nie patrzył wciąż w telefon. Zdarzało mi się kończyć zabawę wcześniej, bo np. miały niebawem pojawić się jakieś istotne dane ekonomiczne, które mogą zmienić obraz rynku, przekupując dziecko, że teraz pójdziemy po lody i zjemy je w domu, by na dużym ekranie móc kontrolować sytuację.

Chyba do swojej świadomości nie dopuszczam myśli, nie staram się podsumować ile czasu zmarnowałem na granie, ile czasu straciłem i jakich wydarzeń nie byłem świadkiem, co mnie ominęło w pierwszych latach życia mojego dziecka. Możliwe warianty odpowiedzi na te pytania teraz mnie przerażają.

Przeraża mnie również możliwy wpływ tych wszystkich wydarzeń na psychikę, rozwój mojego dziecka.

Reasumując moja pracę. Czytając to wszystko nie wierzę że to wszystko zrobiłem, że to ja jestem osobą za to odpowiedzialną i sprawcą tego całego zła. Czy możliwe jest żeby normalny człowiek doprowadził do sytuacji, już nie wspominam o ogromnych długach ale gdy:
- cały swój wolny jak i większość służbowego czasu poświęca na grę,
- i najważniejsze, gdy stawia na jednej szali rodzinę, na drugiej chęć zarobienia dodatkowych pieniędzy.

Nie mogę zgonić wszystkiego na hazard, bo mam własny rozum, sam podejmowałem decyzje, nikt niczego mi nie kazał, do niczego nie zmuszał, mogę mieć pretensje wyłącznie do siebie.

Nie ukrywam, że pisanie tej pracy przyszło mi z łatwością, z  łatwością przypominałem sobie te wszystkie sytuacje, zdarzenia, które miały miejsce w moim życiu – one są wciąż żywe, wciąż są obecne w mojej głowie, równie dobrze mógł bym Wam to wszystko opowiedzieć, a wystarczyło je tylko przelać na papier i trochę uporządkować. Podczas jej pisania pojawiły się pozytywne uczucia jak radość, duma gdy przypominam sobie te dobre chwile, jednak to były krótkie epizody. Dominowało uczucie, żalu - że zawiodłem tak wiele osób, najbliższych, złości - że rozbiłem rodzinę, zrujnowałem czyjeś marzenia, zwątpienia - w siebie, w swoją inteligencję. Pisanie tej pracy przywołało wiele wspomnień z których nie jestem dumny, wspomnień o których wolał bym zapomnieć, jak i wspomnień o których nie da się zapomnieć. Czytając ją wielokrotnie, prawie za każdym razem korygowałem jakieś zdanie, zmieniałem słowa, dopisywałem coś nowego, by wiernie oddać moją historię i towarzyszące temu uczucia.

Już z dużą większą trudnością przychodzi mi kończenie tej pracy, gdyż czuję wstyd, zażenowanie ponieważ siedzi przed Wami człowiek w roli byłego męża, a przede wszystkim ojca, który nie należy do grupy tych z których można być dumnym, ojca który nie należy do takich których chciało by się mieć. Również z trudem przychodzi mi dzielenie się tym z Wami i nie chodzi tu o Waszą reakcję czy o zwroty, o które proszę, ale o fakt że jesteście niezwykle małą grupą osób (moja rodzina nawet nie zna tych faktów), którym opowiedziałem większość swojego życia, życia hazardzisty, ludźmi którzy tak dużo będą o mnie wiedzieć, ludźmi którym za chwilę spojrzę w oczy."

To tyle. Praca została oceniona jako: na temat i szczera, głęboka.

4 komentarze:

  1. Cześć .Dzięki za to co wyżej .Wzruszyłem się i łzy pojawiły mi się w oczach .Mógłbym zrobić kopiuj ,wklej i to byłoby o mnie. Ja tez kiedyś pisałem takie prace na terapii , też czułem się tak podle jak Ty , też czułem wstyd.Bankrutowałem w zyciu 3 razy .moje granie było rozciągnięte w czasie na ok 20 lat.Od maszyn przez zakłady bukmacherskie ,końcowy etap gry to kontrakty na giełdzie.Widzę że poważnie podchodzisz do zdrowienia i wierzę że uda Ci się zmienić swoje życie .Ja swoje zmieniłem , nie gram od 7 lat.
    Zawdzięczam to AH i Sile Wyższej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za słowa otuchy, dzięki za wpis. Każdy dzień bez gry, to dzień pracy nad zmianą życia.

      Usuń
  2. zastanawiałem się, czy są podobne przypadki do mojego? dlaczego świat jest obojętny na to, że na fx ludzie nie tracą już oszczędności a całe życie.... myślałem, żeby coś opisać ale czytając tego bloga widzę, że to już opisano... ale ja wciąż nie zdobyłem się na leczenie, już nawet przyznałem że jest konieczne ale pętla długów jeszcze pcha mnie do myśli, że z kilku tysięcy uda mi się zrobić te kilkadziesiąt a potem kilkaset by wyjść z tarapatów a potem wrócić do normalnego życia... ale ile razy już to się powtarzało i nie udało się kilkadziesiąt razy więc czego ma się udać teraz? Presja czasu wierzycieli, świadomości obarczenia rodziny długami nie do spłacenia, wpływu już nie tylko na swoje ale na ich zdrowie, presja czasu, rat etc... wrrrr już nawet myśli samobójcze (wiem wiem, to najgorsze rozwiązanie), więc i one stają się bez sensu bo zostawiłbym rodzinę z długami i hipotekami nie do spłacenia... co robić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...co robić?
      W tym wpisie poniekąd odpowiedziałeś sobie na to pytanie, na pewnie nie rób tego co do tej pory, bo jak widzisz szczęścia, spokoju Ci to nie przyniosło, co zrobić - skończ z tym (skutecznie) i zacznij żyć od nowa.

      Usuń