poniedziałek, 4 maja 2015

Najbardziej ucierpiała rodzina

12 lat, tyle lat delikatnie mówiąc "nie wspominałem" żonie o swoich problemach, decyzjach, zobowiązaniach jakie podejmowałem. O wszystkim powiedziałem jej tego roku pod koniec stycznia, z jednej strony był to czas, gdzie swoje problemy finansowe mogłem jeszcze ukrywać przez jakieś pół roku, nagromadzenie pożyczek doprowadziło do sytuacji, gdzie zarabiam ok 3tyś miesięcznie mniej niż powinienem płacić zobowiązań. Z drugiej strony i to ten czynnik wpłynął na moją decyzję to rozmowa jaką przeprowadziliśmy dzień wcześniej na tematem beznadziejności tego życia (żona od ponad roku nie pracuje), że może powinniśmy to wszystko zostawić i wyjechać gdzieś dalej, za granicę, zacząć wszystko od nowa. Ta krotka rozmowa, była miodem na moje serce, to rozwiązanie dawało mi możliwość również odcięcia się od swoich problemów - chciałem i mogłem zacząć wszystko od nowa - było to cudowne uczucie.
Natchniony rozmową, pełen obaw, nerwów następnego dnia napisałem jej mail (emocje były tak duże
że pisząc go płakałem, wiedziałem że nie będę w stanie powiedzieć jej tego w oczy, że mogę coś przeoczyć, że mogę czegoś nie powiedzieć, na pewno tez się bałem i wybrałem "bezpieczną" formę), o tym co przez te 12 lat robiłem. Z naciśnięciem "wyślij" zwlekałem chyba godzinę, na gmailu widziałem jej aktywność, widziałem że jej komputer jest włączony, tak bardzo się bałem.
Wysłałem, czekałem może 10-15 minut, przyszła odpowiedź: "damy sobie radę, kocham Cię". W moim świecie zaświeciło słońce, radość była tak ogromna, że mogę ją porównać wyłącznie do dnia, kiedy na świat przyszedł nasz syn, zacznę wszystko od początku, skończę z tym gównem, będą mógł być 100% mężem i ojcem - wówczas poczułem się wolny.
Radość trwała nie cały dzień, wieczorem rozmawialiśmy, opowiedziałem jej od długach, padła kwota ponad 200tyś (choć to pożyczka tylko w jednym banku) i to ja mi później powiedziała, była kwota na którą nie liczyła, kwota która ja przerosła. Jestem pewien, że przed jej oczami pojawiły się dni, sytuacje kiedy robiłem jakąś awanturę, że trzeba kupić to czy tamto, moje gadanie "po co to kupiłaś", "czy to jest nam potrzebne" itp. Te wszystkie wakacje, kiedy musieliśmy szczypać się z kasą, żeby pojechać w fajniejsze miejsce lub pójść na dobry obiad. Tyle kłótni, tyle spięć o kasę, której niby nigdy nie było, a ona była tyle że "lokowana" gdzie indziej.

Wówczas gdy grałem absolutnie cała moja kasa szła na granie, każda. Opłacałem rachunki potem zostawiałem sobie jakieś minimum kasy na lody z dzieckiem, jakieś małe zakupy itp, reszta szła na rachunek maklerski, z czasem jak dochodziły kolejne zobowiązania, kredyty, gdy byłem praktycznie na zero (gdy zarabiałem tyle co musiałem płacić), zacząłem nie płacić za czynsz, kolejny zastrzyk pieniędzy to zawieszenie na 3 miesiące jednego czy drugiego kredytu. Jak wspomniałem wcześniej, teraz mam debet w miesięcznych regulacjach zobowiązań na jakieś 3tyś miesięcznie.
Wracając do rodziny, przez większość naszego związku grałem, jak wspomniałem na początku w pierwszym okresie było to prawdziwe inwestowanie, potem był to już hazard. Z jednej strony rozumiem decyzję żony o rozwodzie: zniszczyłem jej marzenia o drugim dziecku, większym mieszkaniu, spokojnym życiu, ta informacja była dla niej szokiem, przez te wszystkie lata ja oszukiwałem. Z drugiej strony mam żal, że przeraziła ją kwota, że to ona była swego rodzaju barierą prze próbą podjęcia tego ciężaru odbudowy życia, choć tak naprawdę wydaje mi się, że to to była pierwsza reakcja, odruch, na wszystkim zaważyła utrata zaufania. Jeszcze jest jedna sprawa, jest żal że nie dostałem szansy, na życie razem bez hazardu, żeby sprawdzić jak można żyć zastępując w głowie słowo "hazard" słowem "rodzina", żebym mógł pokazać, że jestem odpowiedzialny, że mogę być dobrym mężem i ojcem - to chyba boli najbardziej.
Na dzień dzisiejszy nasze relacje są tragiczne, dochodzi to kłótni, spięć najgorsze że również przy dziecku, oboje mamy do siebie pretensję (za chwile pierwsza sprawa rozwodowa), choć w jej mniemaniu ja nie mam żadnych praw do swoich, że to ja jestem całym złem. Chyba ją rozumiem, nie wiem co ja bym zrobił w tej sytuacji, bo potrzeba nadludzkiej wiary by w takiej sytuacji dać komuś szansę. Oczywiście całą winę biorę na siebie, ale mimo wszystko jestem człowiekiem, który jakieś uczucia jednak ma, w sytuacji gdy własna godność i szacunek do samego siebie, już dawno odeszły.

10 komentarzy:

  1. ja się zmagam z uzależnieniem syna, hazard plus narkotyki, wydaje mu się że wszystkie rozumy pozjadał, stracił pracę ma ok 15-20 tys zadłużeń, właśnie się naćpał i mądrzy się achh już wszystkiego się odechciewa, szukam pomocy ale wszędzie trzeba czekać bo nie ma miejsc w ośrodkach, a prywatnie nas nie stać, wszyscy cierpimy cała rodzina....

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak wygląda sprawa odnośnie osób, które nie chcą się leczyć i wszystko mają gdzieś, ale proponuję by Pani udała się do poradni, czy zadzwoniła na telefon zaufania, gdzie z pewnością udziela Pani informacji na temat ośrodków, które leczą za darmo w systemie dziennym zamkniętym i w ogóle poinformuja jakie ma Pani możliwości na dzień dzisiejszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cała Twoja historia jest bardzo podobna do historii mojego syna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość życiorysów hazardzistów tak wygląda, w wersjach "light" lub "max". Wydaje mi się, że moja historia to przekrój tego wszystkiego co może spotkać hazardzistę w wersji maksimum (lub bliskiej max.), jest możliwy jeszcze jeden ostateczny scenariusz, o którym statystyki w Polsce nie wspominają (nie rozróżniają osób uzależnionych od reszty, które zdecydowały się na ten krok) ... ale o tym wspominał nie będę.

      Usuń
  4. Jak rozumiem, bank udzielił Ci pożyczki na kwotę 200 tys. zł bez zgody i wiedzy żony ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za odpowiedź, dla mnie to istotne, ponieważ mój były mąż jest również hazardzistą grającym od wielu lat na giełdzie. Wystapiłam o podział majątku ale nie mam zielonego pojęcia co robił w tajemnicy przede mną (dopiero ok. 1,5 roku temu dowiedziałam się, że jest silnie uzależniony). Wiem tylko, że na pitach z domów maklerskich (które dla mnie fałszował, aby ukryć duże straty) wykazywał swego czasu w przychodach i kosztach uzyskania przychodów miliony złotych... Nie znam się na giełdzie ale włos jeży mi się na głowie na myśl, co mógł robić za moimi plecami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Również jestem hazardzistą. Fakt, że wyhamowałem zawdzięczam trudnemu do wytłumaczenia splotowi zdarzeń. W 2013 r. trafiłem na Zgierską, a swoją siłę do walki z nałogiem czerpałem z wsparcia rodziny (żony i córki) oraz chęci normalnego życia. Terapie pomogła mi wyjść ze skorupy uzależnień i zobaczyć jak wygląda moje życie z perspektywy innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, jestem zona hazardzisty, matka dwoch chlopcow - 1 miesiecznego I niespelna 3letniego.
    Dziekuje za Twoj blog I mozliwosc zobaczenia uzaleznienia I walki z nim Twoimi oczami. Przykro mi, ze rozpadlo sie Twoje malzenstwo.
    Piszesz o tym, ze zona chciala Cie wspierac puki nie poznala skali zadluzenia. Przykro kiedy okazuje sie, ze wartosc milosci I trwalosc malzenstwa ma swoja cene. Z wlasnej perspektywy, osoby ktora nie jest pewna przyszlosci swojego malzenstwa, a ktorej maz przyznal sie do problemu I zaczal terapie pod moja presja, a nie jako skutek wlasnych decyzji I przemyslen dodam, ze skutki finansowe hazardu dla rodziny hazardzisty sa jak spuszczenie w toalecie ich wszystkich marzen , dazen , celow, pozbawienie poczucia bezpieczenstwa I stabilnosci. z calego serca zycze Tobie sily I konsekwencji w walce z nalogiem, a bylej zonie umiejetnosci nabrania dystansu I poprawienia Waszych relacji. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz z czasem to się zastanawiam, czy ja wiąże ten moment z podaniem kwoty, a może to była przylowiowa kropla. O ile kwota na pewno ją przerosła, wiem ze dużo większe znaczenie również dla niej ma to o czym piszesz: poczucie bezpieczeństwa, marzenia,w jej przypadku drugie dziecko.
      Dziękuję.

      Usuń